Zapiski z wygnania...Chorzów

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Zapiski z wygnania...Chorzów

Postprzez Alison Pn, 05.11.2018 21:12

Pani Krystyno,
Właśnie wróciłam z teatru. Pani tam znowu od początku to wszystko, kolejny spektakl, a ja już w domu z przemoczoną chusteczką...
Nie pamiętam czy kiedykolwiek rozpłakałam się w teatrze. Ze śmiechu na pewno, z bólu chyba nie... Na "Nocy Helvera" i "Małej Steinberg" było blisko, ale się opanowałam. Tym razem nie dałam rady. W którymś momencie łzy po prostu popłynęły, wyciągnęłam chusteczkę i już z nimi nie walczyłam, tylko pozwoliłam im wsiąkać.

Zaczęłam już na przemówieniach tow. Wiesława. Nie płakałam nad losem Żydów, choć wyobrażałam sobie siebie w takiej sytuacji, że ktoś dogrzebuje się moich mieszanych korzeni i każe się wynosić. Nie pozwala zabrać ukochanych tomików, zdjęć dziadka w maciejówce, prababci Ormianki, pradziadka w mundurze carskiego pułkownika, oni też byli wygnańcami z Sewastopola, uciekali przed pogromem Rewolucji Październikowej do innego kraju, którego języka nigdy nie opanowali. Po 22 latach życia w nowym kraju, ich córka z małym synkiem, moim Tatą, owdowiała po polskim oficerze zastrzelonym w tył głowy, uciekała ze swojego miasta, które nagle znalazło się poza granicami kraju...

Mam całe pudełko rzeczy, nie bardzo potrzebnych na wygnaniu: srebrny igielnik, srebrny naparstek, etui na zegarek z dewizką, haftowane w konwalie, pensjonarskie pamiętniki, koronkowe bluzki i narzutki, które strach było potem nałożyć, a które przetrwały w czeluściach przepastnych szuflad poniemieckich komód, przejętych na Ziemiach Odzyskanych....

Nie płakałam nad losem Sabiny i jej bliskich, płakałam nad Polską. Nad tym jaki parszywy jej przypadł w udziale los, jak się bezwolnie toczy przez dzieje i niczego nie uczy na własnych błędach, jak rani kolejne pokolenia i jak kolejne pokolenia dają sobie robić wodę z mózgu. Byłam w wieku Sabiny na początku lat 80. Pamiętam jak wracałam z koleżanką z "Człowieka z żelaza", tak najarana, że byłyśmy gotowe na wojnę iść natychmiast (gdyby było trzeba). Pamiętam tamtą euforię, nadzieję, radość, a nade wszystko to poczucie jedności. Wszyscy byli "swoi". I tego mi najbardziej żal. Sądy, Konstytucja, to wszystko można naprawić paroma aktami prawnymi, ale tego co stało się z ludźmi tak szybko i łatwo się nie naprawi. I o to mam największy żal.

Dlatego jako widz, nie chciałam takiego zakończenia. Za mocno, za dużo, za niepotrzebnie. Tymi obrazami i tak ciągle nas epatują, mamy je w głowie, za tydzień zobaczymy nową odsłonę AD 2018. Wolałabym wyjść z teatru z tym pytaniem Sabiny "czy Wy to wszystko wiecie?" i z pieśnią kantora w tle... Wolałabym płakać nad losem tych wszystkich wygnańców, a tak, płakałam nad Polską. No ale cóż, to nie moja wizja, więc jako widz tylko się dzielę refleksją, tak na świeżo.

I dziękuję za ten wieczór, nie chciałam dostać łopatą w tę zapłakaną twarz, ale trudno, i tak kocham ten Pani głos, coraz głębsze i bardziej przejmujące "doły" i ten Pani uśmiech przez łzy. Jedyny taki na całym świecie.
Pozdrawiam i dziękuję - A.
Alison
 
Posty: 95
Dołączył(a): Śr, 04.04.2007 10:00

Re: Zapiski z wygnania...Chorzów

Postprzez Krystyna Janda Wt, 11.12.2018 05:03

Ach, ten list....bardzo Pani dziękuję. Pozdrawiam i Panią i pani Rodzinę i wszystko co nas łączy bo rozumiemy i czujemy tak samo. Serdeczności. Wszystkiego dobrego.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja