Modesta Margo

Tutaj publikujcie swoje opowiadania, scenariusze, felietony, rysunki itp

Modesta Margo

Postprzez Modesta argo Pn, 19.11.2012 22:40

między tobą
a sprawami rzeczy ludzkich
padam w ciszy
rosą zmoknięta nie deszczem
jesteś tak blisko że widzę cię z oddali
wśród gwiazdozbiorów nasze myśli się stykają
na jednym tchnieniu zawieszeni
bez cudów miłości...
spraw nie naszych


ONA I ON

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia; żadna też namiętność czy inspiracja. Nic z tego, czego Tomasz tak usilnie szukał i pożądał, a co wciąż mu się wymykało z przyczyn nie do końca jasnych- może z winy zbyt śliskich rąk lub za mało spostrzegawczego umysłu? Tymczasem minęły już cztery lata oddania i miłości w najczystszej formie.
Poznali się całkiem omyłkowo i przypadkiem, a więc w sposób typowy dla większości ważnych rzeczy wydarzających się w naszym życiu. Zaczęło się całkiem niewinnie. Po prostu przypominała mu postać z przeszłości, która kiedyś zabujała jego serce. Poza tym wymagała pomocy – zawsze jej doskwierało słabe zdrowie, a teraz jeszcze ta kontuzja ... Było coś jeszcze, nieokreślonego, jakby ciążył nad nią mrok, mimo całej niewinności schorowanej oddanej suki.
Był kochany z szaleńczą wzajemnością, a jednak nie opuszczała go świadomość, że wszystko mija, a wspomnienia na dłuższą metę nie wystarczą. Tak bardzo chciał być malarzem-artystą, by na płótnie uwiecznić jej duszę- bał się, że kiedyś zapomni tych brązowych, rozmiłowanych oczu, dotyku i ciepła, które były mu domem – lecz niestety malował kiepsko.
Z ironią i złością przyglądał się osiedlowym nudziarom wyprowadzającym na trawniki sparaliżowane zwierzęta, bez łap, w gorsetach, kulejące. – Takie powinno się natychmiast usypiać, przecież nie wiedzą co to życie, czym jest nadzieja, a mimo wszystko bardzo cierpią- ferował wyroki. Ona miała tylko złamaną kończynę, i przewijając jej bandaże czuł się dumny. – Już niedługo będziesz zdrowa, jestem w stanie ci pomóc- seplenił jej do ucha, zaś w myślach dodawał: - będziesz mnie za to bardzo kochała; jesteś na mnie skazana, i po raz pierwszy mam wpływ na czyjeś istnienie, zupełnie jak bogowie lub przeznaczenie.
Ona spoglądała na niego i mu wierzyła. Jednak fatum wisiało nad ich głowami. Wtedy nie wiedział, że ono jest, nie potrafił go ocenić, zdefiniować... Dopiero gdy umierała na jego rękach, pojął grozę i beznadziejność sytuacji. Mimo to wdał się w walkę z losem...
Niezliczone paraliżujące igły nakłuwały jej szyję. Przewracając się, zdychając wciąż na nowo- ostatkiem sił lazła za nim. Nikt już nie wierzył w jej istnienie, a dla niego było jasne, że ona będzie, bo on dla niej tę batalię wygra. W ataku padaczki, z krwawiącym, wrzącym od gorączki nosem mówiła, że go kocha i nie potrafi bez niego być. Innych prawd nie znali i nie potrzebowali, bo te stanowiły ich całą rzeczywistość.

***


Znalazła się w jednym procencie wygrywających z chorobą, dając mu dwa lata życia wypełnione miłością. Nigdy jej nie mówił, żeby chodziła tuż przy jego nodze, ...chodziła, a ludzie podziwiali ją za mądrość i psią urodę. Opowiadał jej o innych psach, takich jak ona i z jej świata; nie chciała ich znać. Któregoś dnia, bodajże w sierpniu, pojawiła się kobieta o rumianych policzkach i jasnych włosach... Zaklinał się, że to tylko pół godziny rozmowy, nic nie znaczącej, chwilowej uciechy... Suka odgryzła kawałek spódnicy i pozostawiła pamiątkę swoich kłów na pulchnym udzie dziewczyny. Wyczuwała każdego kto mógłby go polubić, kto pragnie go jej ukraść. Chociaż dla jego gości stanowiła zagrożenie, to nie zamykał jej w innym pokoju; leżała nawet na jego kolanach i czuwała aby nikt nie zbliżał się do przestrzeni ich codzienności.
Ale bogowie nie lubią dobrych zakończeń. Choroba tkwiła w niej. Zło zakradało się do nim spokojnym rytmem. Nie dostrzegali niebezpieczeństwa, nie widzieli na tle jasny aby zacząć się żegnać.
W atakach padaczki, nasilających się coraz bardziej, wyła do jego uszu. Nerwowe dreszcze kołysały jej ciałem, coraz to mocniej, coraz to szybciej- powoli mu ja zabierali. Jej pieska powłoka rozkładała się żywcem, na jego oczach, na jego fotelu i dywanie. Fetoru psiego ciała nie zagłuszały żadne dezodoranty, miętowe rozpylacze. Wtedy pojął, że w wielkim uczuciu, fetor zepsutego ciała można zaakceptować, polubić, pokochać jak zapach kochanki co zostawiła w łóżku część swojej garderoby.
Kochał, zabrakło „złotych monet” na jej leczenie, na które i tak już było za późno. Modlił się żeby umarła we śnie, tak spokojnie, szczęśliwa. Nocami patrzył na nią i pytał- tylko nie wiedząc kogo- o cierpienie. Mówił do niej łagodnie- Ja cię uśpię- Kocham cię i nie umiem bez ciebie żyć- odpowiadała mu niemym wzrokiem.
Gdy temperatura jej skóry obrała temperaturę przedmiotu, wyobrażał sobie, że to jedynie pies, że nie wie co to jest życie, ani czym jest nadzieja. Nie miał łopaty, bowiem nigdy jeszcze nie miał potrzeby kopać dołu i prowadzić kogokolwiek na śmierć.

Już nigdy potem, przypadkiem, nie spotkał nikogo na którego istnienie miałby
wpływ. Bogowie mają naprawdę trudne zadania....
Ostatnio edytowano Śr, 21.11.2012 17:55 przez Modesta argo, łącznie edytowano 1 raz
Modesta argo
 
Posty: 6
Dołączył(a): Pn, 19.11.2012 22:14

Re: Modesta Margo

Postprzez antrakty Pn, 19.11.2012 22:54

między tobą
a sprawami rzeczy ludzkich
padam w ciszy
rosą zmoknięta nie deszczem
jesteś tak blisko że widzę cię z oddali
wśród gwiazdozbiorów nasze myśli się stykają
na jednym tchnieniu zawieszeni
bez cudów miłości...
spraw nie naszych

TO JEST MISTRZOSTWO SWIATA ...
antrakty
 
Posty: 7
Dołączył(a): Pn, 29.10.2012 20:16

Re: Modesta Margo

Postprzez Modesta argo Śr, 21.11.2012 17:40

Dziękuję :)
Modesta argo
 
Posty: 6
Dołączył(a): Pn, 19.11.2012 22:14

Re: Modesta Margo

Postprzez Modesta argo Śr, 21.11.2012 17:56

Błogosławiony dzień.

Otwieramy oko. Otwieramy drugie oko. Zamykamy oczy. Przyciskamy się do poduszki. Wiercimy lekko stopą. Zastanawiamy się czy należy już przyjąć postawę wyprostowaną.
Przyciskamy się do kołdry. Uświadamiamy sobie, że nie ma już nocy. Jest jasno. Powietrze nawet takie wiosenne i lekkie. Na znak protestu owijamy się kołdrą. Próbujemy ponownie zasnąć. Już wierzymy, że zaśniemy. Lecz nagle pamiętają o nas koty, gołębie, sąsiedzi, dzieci... I tylko w łóżku tak naprawdę można pobyć w ciągu dnia naprawdę samemu z sobą. Sam. Potem przychodzą do nas pozy i maski. Poddanie je nakładamy. Przypinamy z uśmiechem twarz serdecznej matki i wskakujemy do kuchni robiąc dzieciom śniadanie. Następnie jak rajtuzy naciągamy twarz pospolitej sąsiadki, bierzemy koszyk i idziemy po zakupy. Potem przyklejamy maskę obrońcy zwierząt, karmimy głodne koty, sprawdzamy czy są zdrowe. Twarz ogrodnika jest nieudana i chwilowa, bo wystarczy w biegu nalać wody do kilku doniczek.
Najsurowsza jest maska mocnego i mądrego człowieka, który stara się po prostu wytrzymać i dorównać poziomu wszelakiej przyzwoitości. Więc przyzwoity człowiek dzwoni po urzędach, umawia się na dziwne, tak naprawdę niepotrzebna spotkania, nosi przy sobie telefon i długopis. Człowiek dorosły zna się na bankach, medycynie, szkolnictwie, polityce, mediach, rolnictwie, gastronomii i tylko gdy przykrywa głowę kołdrą staje się sobą i jest szczęśliwie sam.
Modesta argo
 
Posty: 6
Dołączył(a): Pn, 19.11.2012 22:14

Re: Modesta Margo

Postprzez Modesta argo Cz, 22.11.2012 13:31

Podobność istnienia

Przemknęła mi przez głowę myśl aby pojąć czym jest dla mnie istota dźwięku jakim charakteryzuje się bicie serca. Regularne uderzenie nieba o ziemię ludzkiego ciała. Najwyraźniej słychać serce w ciszy a najlepiej w samotności. Swobodne, regularne bicie wskazówek zegara wyznacza początek- alfę i omegę- zakończenie własnego świata. Istota stworzenia zamknęła się w ludzkim mięśniu skrytego za gładką architekturą mostka. Niezwyciężona siła pompuje krew- niczym największe przypływy i odpływy morskich wód... Malutkie stworzenie jest naprawdę wciąż tajemnicą. To sacrum. Poeci najdogłębniej potrafią określić jego byt. Zjednoczony płatek mięśni zaklęty w organizmie. Uwięziony i utrwalony przez Stwórcę na wieki. Jednym niepowtarzalnym Tak. Jego pojedyńczość nie jest bez znaczenia bo musi wciąż i zachłannie szukać tożsamości, poprzez podobieństwo istnienia w drugim człowieku. Szuka. Wciąż musi szukać. Błogosławione matki mają czasem dwa serca lecz na bardzo krótki, żelazną metodą wyznaczony czas. Serce gdy się zmęczy to ustaje...ale nie z powodu buntu tylko zmęczone zasypia na wieczność.
Modesta argo
 
Posty: 6
Dołączył(a): Pn, 19.11.2012 22:14

Re: Modesta Margo

Postprzez Modesta argo Śr, 05.12.2012 11:41

słuchaj dziecko
dusza mówi
potem zamyka oczy
i nakłada twarz


..... cisza.........

dziecko dusza mówi
zakłada płaszcz zamyka drzwi
słuchaj dziecko duszy



gdy świat nie ocaleje
ona pozostanie
odwieczna piękna
jak z posągu
a żywa
jej ciało co daje inne ciało
jej palce co budują niebo
niezbita wyobraźnia i wrażliwość
ona ocaleje jedna
kobieta istniejąca po za światem
jej wewnętrzna tkanka duszy
podskórna masa ziemi
ze wszystkiego pozostanie ona
Idea myśląca dająca życie
tętni porywa
podnosi świat
kobieta ocaleje
jej mózg jest ponad tym co kruszeje i znika
wewnętrzna dusza kobiety
stworzona na życie
do życia stworzona
ona jedna musi ocaleć
niosła życie leczyła odtruwała dawała nadzieję
i choćby świat niósł śmierć
ona zwycięży bo ona jest życiem






Mama Marta rozporządza zasobami dnia
Po pierwsze czy dla każdego wystarczy po kawałku urodzinowe tortu
Marta znika w przestrzeni gdy przypina zmęczone powieki
I myśli o rzece życia
Po drugie myśli co za pięć lat, tak jak dobrze pamięta co miało zdarzenie trzy lata temu.
Mama Marta oddycha motylami i świętym spokojem.
W jej życiu oddycha cała niepojęta harmonia wszechświata
Ona nigdy nie śpi. Tylko czuwa nad rzeką i przegląda się swobodnie w lustrze Stworzenia.









Najtrudniejsze zawsze są dłonie
Uchwycenie palców w nienagannej formie

Dusił papierosami myśli nie chcące
Zdejmował koszulę gdy zapadał zmierzch

Liczył wewnętrzne głosy
Taka jest wewnętrzna charakterystyka

Mężczyzny który spotyka niechcianą i przypadkową Y
Na drodze życia X w kierunkach nie do rozpoznania

Za młodu pieścił scyzoryki, kamienie, wapnem malował
Podwórkowe obrazy i choć nigdy nie chciał

Przychodziła jego Samotność, zupełnie jak obrazy.
Spotykali się równocześnie w miejscach przypadkowych

Nad Tamizą, przy Kościele świętego Krzyża
On i jego niewiadoma Y na ulicy Powstańców Stalingradu

Przygrywała bezdomnym muzyka do ich bezdomnych kroków
Choć nigdy nie zagrali im triumfalnego marsza częściej jednak

Żałobne nuty które jednak otwierały serca gorące
Na bladych, smutnych twarzach pokrytych dymem nikotynowym

Łuskami brudnego kurzu tworzącego szczególnie dobre tło
Dla zadomowionych na chwilę motyli, biedronek, kwiacianych piegów.

Koryta rzek były im domem. Swoją bezdomność nazwali przeznaczeniem.
Które czasem była słodka jak pomarańcza, czasem gorzka jak piołun

Spokojne drobne kroki, które tak szybko zmywał deszcz
A przecież chociaż te wilgne ślady mogłyby stać się przystanią

Ale nawet one porywał deszcz.

Niewiadoma X z Nieznanym Y szukają domu nazwanym umownie Z
Modesta argo
 
Posty: 6
Dołączył(a): Pn, 19.11.2012 22:14





Powrót do Wasza twórczość



cron