Dziękuję za dobre rady...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Dziękuję za dobre rady...

Postprzez Smokun Cz, 17.01.2019 22:01

Dziesięć lat temu posłuchałem Pani dobrych rad i dziękuje za nie.
Obecnie dopracowałem swoje dramaty, z których napisałem powieści. Pierwszą wydałem dwa lata temu, to Legenda Dywizjonu 303, która bardzo dobrze się sprzedaje. Drugą, która wydam w marcu ma tytuł „Piekło czy Niebo – wybieraj”. Ta druga powieść jest napisana na podstawie czterech dramatów z cyklu pt. „ Drogi Joanny. To ciekawa koncepcja, otóż w tych dramatach (tragikomediach), które są od siebie niezależne i poruszają inne tematy (polityczno – społeczne) łączy postać Joanny. Ponadto to rozwiązanie powoduje to, że gdyby zaistniały na deskach teatru, to widz po obejrzeniu jednej sztuki, zaciekawi się drugą i kolejną. One wzajemnie się będą promować, no i są niskobudżetowe. Chciałbym ponownie ustawić się w kolejce (kiedyś próbowałem Panią zainteresować sztuka pt. Wypalona o autyzmie.) i zdaję sobie sprawę, że jest długa, jednak poczekam, bo jest Pani Wielkim Mecenasem sztuki i chce coś zmienić w naszej Ojczyźnie, aby wrócić do normalności.
Chciałbym Panią zainteresować tragikomedią pt. Gołębiarz na Dachu (czterech aktorów). Mam taki zwyczaj, że jak piszę wybieram sobie aktora, którego wcielam w swojego bohatera – w tym przypadku myślałem o moim ulubionym aktorze Panu Jerzym Treli. Jest to utwór o Gołębiarzu, który ucieka na dach kamienicy przed współczesnym światem, gdzie hoduje gołębie, jednak i tam dopadła go znieczulica ludzi na pozór dobrych i uczynnych. Mało tego, jego oaza spokoju ma być zlikwidowana, bo gołębie przeszkadzają ludziom podczas lokalnego cudu, który pewnego dnia objawił się na murze kamienicy... Utwór jest kontrowersyjny i krytyczny, poruszyłem tematy patologii społecznych, marginalnej polityki prorodzinnej, braku tolerancji, dewocji naszego społeczeństwa i wiele innych bieżących spraw. Przytoczę fragment tej czarnej komedii i proszę o przeczytanie chociaż partu dialogów:

DZIAŁACZ (do widzów): Może ktoś widział jakiego martwego gołębia?
SĄSIADKA: Może być jaskółka?
DZIAŁACZ: Eee nie, raczej nie, za mała!
SĄSIADKA: Oddam procę dzieciakom z podwórka, to zaraz coś zorganizują większego.
DZIAŁACZ: Obejdzie bez polowań, znajdę jakieś paragrafy na tego gołębiarz, już moja w tym głowa…
SĄSIADKA: Ciągle ten właz na dach otwarty, jeszcze jaki dzieciak wylezie na dach i spadnie, to jest wbrew wszelkim przepisom.
DZIAŁACZ: W tej sprawie napiszemy petycje do władz, ludzi podpiszą. ..
DZIAŁACZ wyjmuje z teczki kartkę papieru, znajduje jakąś twardą okładkę, długopis. SĄSIADKA kiwa z aprobatą głową i idą miedzy rzędy, podchodzą do konkretnych ludzi i namawiają gestami. Reagują na widzów spontanicznie.
SĄSIADKA: (do widzów) Podpisujecie ludzie!
DZIAŁACZ: Podpisujcie!
SĄSIADKA: Bo się stanie, jaka tragedia....
SĄSIADKA: Dam ze składkowych na mszę w intencji naszej kamienicy…
DZIAŁACZ: Mam nadzieję, że coś zostanie na moją kampanie wyborczą.
SĄSIADKA: Spokojnie panie działacz, spokojnie ludzie zrozumieją, w końcu cuda nie zdarzają się codziennie…
Powoli robi się ciemno, słyszymy jeszcze przez chwilę głosy, które powoli zanikają.
DZIAŁACZ: Oj tak, oj tak…
ZACIEMNIENIE

Scena 2
Z ROZJAŚNIENIA
Świta. Nadchodzi kolejny dzień. Słyszymy, że ktoś wchodzi na dach, powstaje trzepot skrzydeł. GOŁĘBIARZ jak zwykle z samego rana krząta się wokół skrzynek i klatek, karmi i dogląda ptaki, mówi do nich. Podchodzi do skraju dachu, spogląda w niebo, macha rękami i goni gołębie po niebie. (gołębie mogą być w formie nagrana i wyświetlane na monitorze umieszczonym w klatce.)
GWIZD – charakterystyczny, przeciągły gwizd i głośniejszy trzepot wzlatujących ptaków.

GOŁĘBIARZ (wołając jak do dzieci): Nie dajcie się zwabić pszenicą, bo was złapią w złote klatki i obetną wam skrzydła! (Pauza.) Jak poczujecie zagrożenie, to wracajcie do domu, na dach do gołębnika. Tu jest wasze siedlisko, tu macie ziarno i świeżą wodę. I jest ja! Gołębiarz, który o was dba.

Na podwórku pojawia się WNUCZKA, przechodzi między rzędami widowni, tym razem jest ubrana bardziej wyzywająco, ma krótką spódniczkę, rajstopy, wygląda seksownej niż poprzednio, kieruje się do włazu i wchodzi na dach. Dziewczyna podchodzi cicho na palcach i zasłania dziadkowi oczy. GOŁĘBIARZ zamiera, dotyka rąk wnuczki i uśmiecha się.

GOŁĘBIARZ: A to ty moja trzpiotko, ale ci dłonie urosły, jesteś już kobietą, ale ten czas leci….
WNUCZKA: Tak jestem już dorosła i chcę z dziadkiem iść na spacer, do kina, albo do teatru na jakąś fajną sztukę…
GOŁĘBIARZ: Ten dach to moje ulubiona miejsce a firmament nieba to scena, a te ptaki, co bujają po niebie to moi artyści i byle dalej od tego, co na dole.
WNUCZKA: A na dole huczy jak w ulu, wszystko przez tą dewotkę z parteru, wczoraj do późna chodziła po domach i podpisy zbierała, że niby przez ciebie ten brud na oknach i parapetach. A ten działacz społeczny razem z nią chodził....
GOŁĘBIARZ: Co oni ode mnie chcą?! Siedzę na tym dachu cichutko, prawie mnie nie widać.
WNUCZKA: Mówią, że nie wierzysz w cuda, że bluźnisz z tego dachu. Dziadku opamiętaj się, co na to mama powie, jak się dowie...

Dziadek chodzi tam i z powrotem nie może sobie znaleźć miejsca.

GOŁĘBIARZ: No tak, nie potrzebnie kłapie tym dziobem, na lewo i prawo. No nie zdzierżyłem, nie dałem rady. I powiedziałem, co o tym ich cudzie myślę. Niepotrzebnie, ale cóż, stało się i się nieodstanie....
WNUCZKA: To znaczy, co? Co im dziadek powiedział?
GOŁĘBIARZ (siada na swoim ulubionym miejscu, ale wierci się i już po chwili wstaje, mówiąc): No, już nie pamiętam za bardzo, co mówiłem. Byłem zdenerwowany! Mniej więcej chodziło mi o to, że, po co nam te cuda, święte obrazy, jakieś nawiedzone miejsca, przecież Bóg jest wszędzie, wszędzie…. No i masz, narobiłem sobie wrogów, przez swój długi jęzor…
WNUCZKA (współczująco): Mówiłam, żeby dziadek nie wygłaszał tych swoich nawiedzonych wywodów...
GOŁĘBIARZ: Nic nie zrozumieli z tego co mówiłem. I nie ma, co się dziwić, jestem byłym nauczycielem akademickim z zamiłowania filozofem, poznałem wiele religii, oczywiście w teorii, ale zawsze…
GOŁĘBIARZ odchodzi od wnuczki i chodzi tam i z powrotem, wzdłuż krawędzi dachu.
WNUCZKA: Ta sąsiadka z dołu całymi dniami słucha radia, jakby to był głos z samego nieba. Ma nastawione radio na cały regulator, na tą, no wiesz.... Jedynie dobrą stację. A powiedz coś, zwróć uwagę, że za głośno. To od razu awantura, i to, jaka... Starach nawet pomyśleć. I co chwila organizują jakieś zbiórki, podobno na zbożne cele, a ten, co to z nią chodzi, to jeszcze gorszy, wszędzie go pełno, chce zostać radnym...
GOŁĘBIARZ (podchodzi do wnuczki otacza ramieniem, grozi palcem i upomina): Oj daj już spokój, nie wypada tak plotkować o ludziach. To wszystko moja wina….
WNUCZKA (gładzi go po ramieniu i uspokajająco): Ale dziadku to nie twoja wina, chciałeś dobrze…
GOŁĘBIARZ: To moja wina, bo zapomniałem o tym, co ważne...
WNUCZKA: To znaczy, o czym zapomniałeś?
GOŁĘBIARZ: O tolerancji!
WNUCZKA: Aaaa, o tolerancji...
GOŁĘBIARZ: Nie można drugiego człowieka mierzyć swoją miarą, dlatego przestań obgadywać ludzi i kpić z ich religijności. To, że ktoś chce się pomodlić do obrazu, zaśpiewać jakąś pieśń religijną, czy też udać się na pielgrzymkę do jakiegoś świętego miejsca, to jego osobista sprawa. Widocznie tego potrzebuje, to przecież nic złego...
WNUCZKA: Nie bardzo rozumiem...
GOŁĘBIARZ ogarnia ramieniem wnuczkę i chodzi z nią, tam i z powrotem, jednocześnie tłumaczy, jak małemu dziecku.
GOŁĘBIARZ: Każdy człowiek jest inny, a raczej jest na różnym poziomie rozwoju duchowego i wędruje do Boga, na swój własny sposób... Jedni biegną, (przyspiesza) inni idą wolno, (zwalnia) ostrożnie, (rozgląda się) drudzy stoją i dreptają w miejscu, a nawet się cofają, (cofa się o krok). Lenie odpoczywają (siada i bierze wnuczkę na kolana), i śmieją się z nadgorliwości innych. Cwaniaczki usiłują się przejechać na cudzych plecach. Są i tacy, co się gubią... (Chwyta ją za ramiona i głęboko patrzy w oczy.) Albo chcą iść na skróty i spadają na złamanie karku, (pacha ją w kierunku skraju dachu,) w przepaść sekt...
WNUCZKA: Czyli dziadku, jest wiele dróg do Boga, tak?
GOŁĘBIARZ: Wszystkie religie mówią o jednej drodze. To rozwój wewnętrzny dzięki miłości, a religie to znaki, które informują nas jak mamy iść, aby nie błądzić. Będziemy rozliczani z przebytej drogi... A tylu z nas marnuje czas, na spory o to, która religia jest lepsza, zapominając o tolerancji
WNUCZKA tuli się do dziadka, zamyka oczy i wspomina.
WNUCZKA: Gdy z tobą rozmawiam, wszystko jest takie proste. I jest jak dawniej, co ja bym dała, żeby było jak dawniej. Kiedy babcia żyła nie przesiadywałeś na dachu całymi dniami.
Dziadek odtrąca Wnuczkę, widać, że wspomniała o czymś, co jest dla niego bolesne, odchodzi. WNUCZKA spuszcza głowę i bezwiednie spogląda na zegarek.
WNUCZKA: Oooo! Ale się zagadałam, muszę lecieć, do pracy... To na razie dziadku, to do zobaczenia i nie daj się...
GOŁĘBIARZ (pewnie): Będę walczył o ten gołębnik.
WNUCZKA zbiega na podwórko i mija SĄSIADKĘ z DZIAŁACZEM. Niosą dużą, oszkloną skrzynię, w której widać już parę banknotów o niskich nominałach. Podchodzą kolejno do widzów i przystają w różnych miejscach. Czekają na datki, zachowują się spontanicznie i reagują na ludzi w zależności od sytuacji. Wreszcie zmęczeni stawiają skarbonę w widocznym miejscu.
DZIAŁACZ: Dobra niech stoi w tym miejscu...
SĄSIADKA: W tym miejscu trudno ją nie zauważyć, jest spora.
SĄSIADKA: No pojemna jest! Spora, spora, może na moją kampanie zostanie, parę gorszy.
SĄSIADKA: Dobra, dobra, nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. No to jedna sprawa załatwiona, teraz trza drugą załatwić.
DZIAŁACZ spogląda w stronę dachu. Ruszają do włazu. Słychać skrzypienie drzwi włazu i trzepot spłoszonych ptaków. Podchodzą do zajętego ptakami człowieka.
DZIAŁACZ: Dzień dobry!
SĄSIADKA: Szczęść Boże panie gołębiarz!
GOŁĘBIARZ (macha ręką jakby odganiał muchy): Coś często się ostatnio widujemy.
DZIAŁACZ: Odbyło się zebranie Koła Mieszkańców Kamienicznych.
GOŁĘBIARZ: Nic mnie nie obchodzi to wasze skamieniałe koło.
SĄSIADKA: Skamieniały to pan jesteś, licz się pan ze słowami...
DZIAŁACZ podchodzi jeszcze bliżej, ściska teczkę na piersi jak tarczę, a SĄSIADKA chowając się za nim mówi dobitnie.
DZIAŁACZ: Wręczam panu petycję w sprawie zlikwidowania gołębnika, podpisaną przez niemal wszystkich mieszkańców. To kopia, oryginał został przesłany do odpowiednich władz.
SĄSIADKA: I niestety...
GOŁĘBIARZ: Tyle lat trzymam ptaki na dachu, a mój poprzednik jeszcze dłużej i nikomu to nie przeszkadzało, co się nagle stało?
SĄSIADKA: Jak to, co? Czasy się zmieniły na lepsze. Jesteśmy w Unii Europejskiej i obowiązują nas określone przepisy, to chyba oczywiste...
GOŁĘBIARZ: A może by tak jaśniej, bez kręcenia...
DZIAŁACZ: Żeby hodować gołębie trzeba mieć wydzieloną działkę, a nie tu na dachu, to jest wbrew obowiązującym przepisom.
GOŁĘBIARZ stara się powstrzymać drżenie głosu. Nie może znaleźć sobie miejsca, chce się zająć gołębnikiem, ale nie jest w stanie.
GOŁĘBIARZ: Znacie mnie, jestem rencistą, ledwo na opłaty i lekarstwa starcza. Czasem na targu wymienię parę gołębi na coś potrzebnego, (do siebie) i gdzieś tam bujają po obcym niebie.
DZIAŁACZ: (jakby złapał rozmówcę na kłamstwie): A na handel ptakami zezwolenie, jest?
GOŁĘBIARZ: Jaki znowu handel, jaki handel, co pan insynuuje?
SĄSIADKA: My nic nie snujemy! Ptaki brudzą i roznoszą choroby. (ze zgrozą) Ptasią grypę roznoszą! DZIAŁACZ: Widzieliśmy martwe ptaki.
GOŁĘBIARZ: Pewnie pisklęta jaskółek!
SĄSIADKA: W naszym radiu o ptasiej grypie mówili i ostrzegali wierzących.
GOŁĘBIARZ: Nie słucham tej stacji!
SĄSIADKA: O Jezu! Jezusieńku, ty mój, no to teraz wszystko jasne, wszystko jasne…
GOŁĘBIARZ: Co jasne, co jasne?! Przecież ptaki od wieków żyją obok nas, zżerają robactwo, muchy... Ptaki wam przeszkadzają? (Do siebie, jakby odkrył jakąś prawdę.) A może ludzie cofnęli się w ewolucji i stali się bardziej zwierzęcy, przez to zarażają się chorobami od małp, krów, ptaków....
SĄSIADKA: Że co, że jak? Ale co mi pan tu o jakiejś ewolucji, że niby, co? (Cisza.) I może jeszcze człowiek pochodzi od małpy, co?
SĄSIADKA naśladuje małpę i robi to bardzo sugestywnie.
SĄSIADKA (drapiąc się pod pachą): A może ten młody człowiek goryla przypominam, co?
GOŁĘBIARZ: Ty młody człowieku wyglądasz mi na papugę, co najwyżej...
GOŁĘBIARZ widząc ponura twarz Działacza i butną minę Sąsiadki, orientuje się, że przesadził, zmienia zdanie, i mówi do siebie, odchodząc do gołębnika.
GOŁĘBIARZ: No dobra, znowu się wymądrzam, niepotrzebnie. Może człowiek pochodzimy od małpy, może nie. Nie wiem, niewiadomo...
DZIAŁACZ: Aż strach pomyśleć, czego pan w szkole uczył, O Jezu, Jezusieńku ty mój biedne studenty… DZIAŁACZ: Trzeba się dostosować, a pan dalej jedną nogą w komunie stoisz, mamy teraz inne czasy. GOŁĘBIARZ: Ja?! Ja w komunie? Co ty możesz wiedzieć o komunie gówniarzu, nic, zupełnie nic....
DZIAŁACZ: Tylko proszę bez obrażania...
GOŁĘBIARZ odchodzi od gołębnika i zaczyna chodzi po dachu, nie może sobie znaleźć miejsca, w końcu podchodzi do skraju dachu i mówi w przestrzeń.
GOŁĘBIARZ: Nie przypominaj mi gówniarzu komuny, dobrze ci radzę, bo stąd daleko do ziemi, wystarczająco daleko. (Cisza. Działacz cofa się.)
DZIAŁACZ: Mam lek wysokości, co pan?
GOŁĘBIARZ (do siebie): Oj dostałem po tyłku od komuny, a zaczęło się jeszcze w marcu 68. Pamiętasz młody człowieku, co się wtedy działo?
DZIAŁACZ: Z historii coś tam słyszałem o wiecach studenckich...
GOŁĘBIARZ: I ty chcesz być politykiem? (Cisza.) Za czasów komuny byłem nauczycielem i mieszałem z błotem wielkich twórców, a wychwalałam pod niebiosa poprawnych politycznie. Pilnowałem białych plam, aby pozostały białe. Ale wszystko ma swoje granice. Nie wytrzymałem tego, jak cenzura za Gomułki doprowadziła do zdjęcia Dziadów z repertuaru Teatru Narodowego. Wiesz, chociaż, kto reżyserował ten spektakl i kto grał Konrada?
DZIAŁACZ: A muszę wiedzieć, muszę słuchać tych wspomnień?
GOŁĘBIARZ: Tak, bo ta wiedza może ci się przydać w kampanii wyborczej, rozumiesz, trzeba znać swoją historię?
DZIAŁACZ: Skoro tak, to słucham, no słucham.
GOŁĘBIARZ: Kazimierz Dejmek reżyserował Dziady Mickiewicza, a Konrada grał Gustaw Holoubek, to było wielkie wydarzenie artystyczne. Ówczesna władza zabroniła wystawiania tej sztuki, uznali ja za niepoprawną politycznie. Młodzi ludzie wyszli na ulice, manifestacje studenckie objęły oprócz Krakowa Warszawę, Wrocław, Łódź, Poznań, Toruń, Gdańsk, i wielu innych miast... Ludzie przez chwilę poczuli się wolni, mogli mówić to co myślą, i nie bali się, rozumiesz to?
DZIAŁACZ: Rozumiem, co mam nie rozumieć…
GOŁĘBIARZ: To było jak wrzód, w końcu dojrzał i pękł.
DZIAŁACZ: I co, warto było? Podobno milicja rozgoniła pałami te wiece...
GOŁĘBIARZ: Ludzie, których prześladowano w czasie wydarzeń marcowych zapamiętali tą lekcje historii i w przyszłości stworzyli zręby Solidarności...
DZIAŁACZ: A co z panem się wtedy działo, został pan aresztowany?
GOŁĘBIARZ: I mnie się oberwało, ale bardziej za pochodzenie niż za poglądy, przyssali się do mnie jak pijawki...
SĄSIADKA: Aż dziw, że pana nie wyrzucili ze szkoły i pozwolili dalej uczyć...
GOŁĘBIARZ: Musiałem egzystować w tym czerwonym gównie i udawać, że mi pachnie... Tyle lat zmarnowanych, tyle lat w tym smrodzie, wśród ludzkich much, które uwielbiały to gówno, a jakże, i rosły w siłę kosztem innych... A jak człowiek chciał się wyrwać i wzlecieć choćby na chwilę, to mu obcinali skrzydła i wpadał znowu w to czerwone gówno, po same uszy, i jeszcze głębiej, i od nowa w górę, już na kolanach... SĄSIADKA: Tak, czepiali się ludzi wierzących, oj strasznie, strasznie...
GOŁĘBIARZ: Nie o to mi chodziło...
DZIAŁACZ: Panie gołębiarz, nie tylko panu było ciężko w komunie, było minęło....
GOŁĘBIARZ: Chcecie wiedzieć, dlaczego pozwolono mi dalej uczyć? Nie domyślacie się? (do siebie.) Sprzedałem swoją dusze, sprzedałem ją, za święty spokój i wtedy zacząłem usypiać swoje sumienie alkoholem...
DZIAŁACZ: My tu w innej sprawie przyszliśmy....
GOŁĘBIARZ: Tyle lat zmarnowanych, tyle lat w poniżeniu i wstydzie wśród tych miernot. Młodość, dorosłość, a teraz? (Pauza.) Na stare lata chcę tylko jednego, chcę spokojnie umrzeć. Chcę, aby mnie zostawiono w spokoju. Rozumiecie to? Chcę tylko spokoju!
SĄSIADKA: A kto panu broni spokojnie żyć, jak Bóg przykazał.
DZIAŁACZ: Trzeba się dostosować, do unijnych przepisów, mądrzejsi od nas je wymyślili i ubrali w paragrafy. GOŁĘBIARZ: Mówcie za siebie, bo ja nie uznaje takiej mądrości, która zamiast ułatwiać utrudnia ludziom życie, i nie będę niczego likwidował. I co? Co mi zrobicie? No, co? Myślicie, że się boję? Ja już przestałem się bać, już nie mam, o co się bać. Chciałem zapewnić byt rodzinie, zostać w swojej ojczyźnie i sprzedałem swoją duszę za święty spokój...
SĄSIADKA: Mówiłam, że nie będzie łatwo, ale uparty! Strasznie!
DZIAŁACZ: Zostanie zlikwidowany ten gołębnik, czy się to panu podoba czy nie...
GOŁĘBIARZ: Po moim trupie!
SĄSIADKA: Oj, żebyś pan sobie nie wykrakał, i skoro tak, to ja księdza proboszcza poproszę, jeszcze nam tu samobójcy brakuje...
GOŁĘBIARZ: A może od razu zaproście egzorcystę.
DZIAŁACZ: Jestem tutaj z poczucia obowiązku, w trosce o mieszkańców i czystość dzielnicy!
SĄSIADKA: A ja robię dobry uczynek.
GOŁĘBIARZ (z wyrzutem): Nie pochlebiajcie sobie, bo jak na razie, to walczycie z gołębiami, i tyle widzę.

Jeszcze raz pozdrawiam i proszę o kontakt.
arkadypylch@wp.pl
Smokun
 
Posty: 34
Dołączył(a): Wt, 08.05.2007 08:02
Lokalizacja: D

Re: Dziękuję za dobre rady...

Postprzez Krystyna Janda Pt, 15.02.2019 05:57

Pozdrawiam Pana. Repertuar w tej chwili mamy skompletowany an dwa lata naprzód. Miedzy innymi będziemy robić sztukę " Wspólnota mieszkaniowa" wydaje mi się dość podobna jeśli chodzi o problematykę. Dziękuje za propozycje, ale w tej chwili to nie ten moment. Ukłony.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja